Puste2 MENU
 | 
     
      Dla nieobecnych do zapoznania, dla tych, którzy nią przeszli - żeby wspomnieć i utrwalić pasyjną refleksję...

      Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego i mówili: "Witaj, Królu Żydowski!" I policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: "Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy". Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: "Oto Człowiek".
      Może dwadzieścia wieków temu, w czasie Drogi Krzyżowej, na ulicach Jerozolimy, echo powtarzało te słowa – Oto człowiek! Na naszej Drodze Krzyżowej, którą przeżywamy w Roku Świętego Brata Alberta, niech te słowa brzmią głośno i często. Tę drogę krzyżową będziemy przemierzać wraz z Bratem Albertem. Niech on uczy na swoim życiem naśladować Chrystusa.

 
     Stacja I Pan Jezus na śmierć skazany.

     Rzekł do nich Piłat: "Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy. Sędzia, który boi się wydać sprawiedliwy wyrok i uniewinnić Jezusa. Oskarżony nie ma obrońcy, a jego słów nikt nie chce słuchać. Oskarżycielem jest zmanipulowany tłum. Tak wygląda sala sądowa w Jerozolimie, na dziedzińcu przed pałacem Piłata. Dwadzieścia wieków temu, po raz pierwszy w historii świata, człowiek odważył się skazać Boga na śmierć. Potem w ciągu wieków ta historia często się powtarzała. Bóg umarł – mówili ci, którzy chcieli tworzyć lepszy świat, bez Boga. Bóg jest niepotrzebny, powtarzają dzisiaj ci, którzy chcą sami zastąpić Boga, Jego Prawo, Jego Przykazania. 
     Pod koniec XIX wieku, Brat Albert, przemierzając niestrudzenie ulice nędzy i biedoty spotykał wielu ludzi osądzonych przez współczesny świat. Oni otrzymali wyrok – nędzarz, bezdomny, zdegenerowany, pijak, alkoholik i wiele, wiele innych. A on o każdym z nich mówił - ,,Oto człowiek”! Bo w każdym widział Chrystusa. Przeżywając czas Wielkiego Postu 2017 roku, przemierzamy nabożeństwem Drogi Krzyżowej, ulice naszego osiedla, naszej parafii. Codziennie spotykamy wielu ludzi, o których wydaliśmy różny osąd. Na podstawie tego, jacy są dla nas, oceniamy naszych bliskich, sąsiadów, znajomych, przyjaciół. Często przypisujemy im winy, których nie popełnili, a sobie zasługi, które się nam nie należą. Tak łatwo jest osądzać, a tak trudno popatrzyć na drugiego i zobaczyć w nim Chrystusa.    
     Módlmy się przy tej stacji o szacunek do drugiego człowieka. W myślach, w słowach i w uczynkach.

     Stacja II Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

    Kilkadziesiąt kilogramów drewna na zmęczonych i skatowanych ramionach, to wielki ciężar. Żeby nie spadł z ramion albo żeby go nie zrzucić, żołnierze powrozem przywiązują belkę krzyża do skazańca. Olbrzymi ból i niewypowiedziana męka. Bóg daje człowiekowi miłość, a człowiek daje Bogu Krzyż. W życiu każdy bierze swój własny krzyż. Niektórzy niosą go z wielkim wysiłkiem, inni jakby z mniejszym. Porównując, często nam się wydaje, że te cudze krzyże są lżejsze.
      Brat Albert zrobił w życiu dziwną zamianę. Zamienił lżejszy krzyż, na cięższy. Po ludzku, to trudno zrozumieć. Ale on patrzył na krzyż nie oczami człowieka, tylko oczami Chrystusa. A jako artysta miał doskonały wzrok. W krzyżu, który dobrowolnie przyjął na swoje ramiona, zobaczył nie ciężar, tylko miłość. Czytamy, że: Brat Albert szczególną troską otoczył miejską ogrzewalnię, gdzie codziennie gromadzili się najubożsi i najbardziej zdegenerowani przez ludzką nędzę. Tam na szerokich ławach wylegiwali się brudni zawszeni mężczyźni. Pod ławami leżeli w nieczystościach ludzie starzy i kalecy bez nadziei na jakąkolwiek pomoc. Na ich rozpaczliwe wołania i jęki nikt nie reagował. Tym młodszym i zdrowszym, nędza odebrała wszelkie ludzkie odruchy, pozbawiła ich resztek miłosierdzia. A Brat Albert o każdym z nich mówił z miłością – Oto człowiek! Posługa dla drugiego to znak miłości.
      Przy tej stacji naszą modlitwą ogarniajmy tych, którzy wytrwale dźwigają krzyż  opieki nad cierpiącym współmałżonkiem, nad starszymi rodzicami, nad chorym dzieckiem, nad umierającym w hospicjum. Prośmy o siłę, o to, żeby nie zwątpić, gdy przychodzi pokusa ucieczki od krzyża.

     Stacja III Pan Jezus upada pod Krzyżem po raz pierwszy.

      Droga wiodła krętymi, kamiennymi uliczkami lekko pod górę. Zbliżało się południe, było coraz cieplej, a sił zaczynało ubywać. Dodatkowo żołnierze znęcali się nad skazańcem, żeby mieć jakąś rozrywkę. Czy to było zmęczenie? Czy może kamień na nierównej drodze? a może popychająca ręka żołnierza? Nie wiadomo. Ale Pan Jezus upada. Zawsze na świecie byli ludzie, którzy potrzebowali pomocy, ratunku i opieki. Socjologowie zadawali i zadają sobie trud badań i szukają odpowiedzi na pytanie: skąd się bierze ludzka nędza? Ile przypadków – tyle różnych odpowiedzi. Najczęściej gdzieś na początku ludzkiego nieszczęścia jest jakiś ludzki upadek. Czymś spowodowany. Głupotą, nieodpowiedzialnością, alkoholem, egoizmem, brakiem roztropności – i można wymieniać tak bardzo długo. A może trzeba zmienić pytanie i zamiast pytać dlaczego, trzeba zapytać co zrobić dla tego, kto upadł, jak mu pomóc żeby powstał z upadku?
     W liście do przyjaciela Józefa Chełmońskiego brat Albert pisał tak: Mój drogi Józefie, jeżeli z Panem Bogiem związek zerwałeś, to zawiąż go na nowo i żyj jak prawy syn Boski, bo wielka jest godność twoja, jako chrześcijanina na niebie i na ziemi…  Aby pomóc człowiekowi powstać z jego upadku, często potrzeba wsparcia kogoś bliskiego. Temu, kto się przewrócił pomagamy naszymi dłońmi. Ale temu, kto się potknął i upadł w życiu, pomagamy: rozmową, cierpliwością, dobrym przykładem, a przede wszystkim naszą modlitwą.
     Módlmy się za tych wszystkich, którzy przeżywają swoje upadki życiowe. Niech nasza wspólna modlitwa, modlitwa wstawiennicza, ofiara Mszy świętej i przyjęta Komunia święta będzie dla nich pomocą i siłą, aby powstali.

       Stacja IV Pan Jezus spotyka swoją Matkę

       A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu To usłyszała kiedyś Maryja, w bramie Świątyni jerozolimskiej, kiedy przyszła wypełnić zwyczaj prawa i ofiarować Bogu swego pierworodnego Syna. W pokornym oddaniu Bogu i z matczynym lękiem, czekała, aż się te słowa wypełnią. Po ponad trzydziestu latach się spełniły. Też w Jerozolimie. Nie w Świątyni, gdzie za parę synogarlic symbolicznie wykupiła swojego pierworodnego Syna, ale na jerozolimskiej ulicy, gdzie Jej Syn dźwiga krzyż, aby swoją śmiercią odkupić świat. Maryja jest obecna, najbliżej jak się tylko da, jak tylko pozwalają na jej obecność żołnierze.            
         Brat Albert, czyli  Adam Chmielowski był pierworodnym synem Wojciecha i Józefy. Kilka dni po urodzeniu, rodzice zanieśli go do kościoła w podkrakowskiej wsi Igołomia, aby go ochrzcić. Krążyły potem opowieści, że rodzice dziecka zaprosili do udziału w uroczystości okolicznych żebraków, aby wraz z chrzestnymi trzymali ich pociechę do chrztu, co miało wyjednać dziecku szczególne łaski u Boga. Nikt wtedy nie przypuszczał, że to dziecko kiedyś zostanie dobroczyńcą ubogich i potrzebujących. Rodzice Adama Chmielowskiego, byli dobrymi ludźmi. Bardzo kochali swoje dzieci i starali się je dobrze wychować. Ta miłość i troska rodziców, wydała piękne owoce.         
        W tej stacji drogi krzyżowej módlmy się, za wszystkich rodziców naszej parafii, którzy podejmują trud i wysiłek wychowania potomstwa. Prośmy dobrego Boga, aby zawsze dawali dobry przykład do naśladowania dla swoich dzieci, byli dla nich wzorem. Wypraszajmy też łaskę macierzyństwa i ojcostwa dla tych którzy usilnie pragną potomstwa. I pamiętajmy o tych, którym dzieci sprawiają ból i o których własne dzieci zapomniały.

      Stacja V Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi dźwigać krzyż.

       Przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola, właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego. Pomoc Szymona jest wymuszona, przez żołnierzy. Nie chciał pomagać, bo miał inne plany na ten dzień, a wracając z pracy w polu, sam był już bardzo zmęczony. Ale Szymon, z każdym krokiem dojrzewa do tej posługi, która początkowo była dla niego przymusem. Ofiarował swoje siły i zmęczenie – w zamian otrzymał łaskę poznania Boga. Ewangelista wspomina jego synów: Aleksandra i Rufusa. Tradycja Kościoła mówi nam, że stali się gorliwymi chrześcijanami, że służyli Kościołowi. Dobre czyny idą za człowiekiem i wydają piękne owoce.
         Kiedy Brat Albert zaczął opiekować się swoimi podopiecznymi, radował się w duchu, że w krzewieniu dzieł dobroczynnych nie jest sam, że może korzystać z doświadczenia innych krakowskich filantropów i liczyć na ich wsparcie. Istotę chrześcijaństwa widział w niesieniu pomocy potrzebującym. Jednocześnie irytowało go, że tak znaczna część zamożnych ludzi dumnie się obnosi ze swoim katolicyzmem, a na potrzeby biednych pozostaje głucha. Według niego esencją i siłą Kościoła są miłosierne uczynki wiernych, mniej lub bardziej świętych. Piękne i mądre przesłanie pozostaje ciągle aktualne. A dla nas obecnych tu, na tej drodze krzyżowej brzmi jak rachunek sumienia. Co zrobiłem dzisiaj, wczoraj, czy w minionym tygodniu, żeby pomóc drugiemu człowiekowi?        
         W tej stacji módlmy się za tych wszystkich, którzy pomagają innym. Ale przede wszystkim módlmy się o ducha miłości miłosiernej dla nas samych, o to, aby nasze  ręce były skłonne do pomagania innym.

      Stacja VI Święta Weronika  ociera twarz Panu Jezusowi

      Imię Weronika powstało przez połączenie dwóch słów; Vere icone – czyli prawdziwy obraz. Tradycja tak nazwała kobietę, która na drodze krzyżowej miała podejść do umęczonego Pana Jezusa, aby otrzeć Jego zmęczoną, spoconą i zakrwawioną twarz. Na chuście odbił się obraz twarzy Pana Jezusa.        
        Brat Albert był malarzem. Na jego twórczy dorobek składa się: 61 obrazów olejnych, 22 akwarele oraz kilkanaście szkiców i rysunków. Obrazów na pewno byłoby więcej, gdyby nie jego decyzja o zaprzestaniu malowania i poświęceniu się posłudze dla ubogich. Jako artysta był  wobec siebie niezwykle krytyczny, ciągle poprawiał swoje dzieła, zmieniał a niektóre niszczył, bo wydawały mu się niedoskonałe. Kiedy porzucił malarstwo, zaczął swoim życiem malować najpiękniejszy i najdoskonalszy obraz. Obraz miłości Boga do człowieka. Tak jak tamten odbity na chuście Weroniki – prawdziwy obraz. Kraków w czasach Brata Alberta, był miastem olbrzymich kontrastów społecznych. Obok zamożnego statecznego mieszczaństwa, żyły tu rzesze nędzarzy bez pracy, bez środków do życia a nawet bez dachu nad głową. Co z tego, że ci biedni ludzie w kościołach mogli zobaczyć różne wizerunki Pana Jezusa i świętych, skoro nie mieli jedzenia i ubrania. Prawdziwy wizerunek Pana Jezusa zobaczyli, w człowieku, który im podał kawałek chleba i znalazł dach nad głową.           
      W każdym z nas od dnia Chrztu świętego, namalowany jest wizerunek Boga. Nosimy w sobie ten obraz. Inni na nas spoglądają i porównują czy jest to prawdziwy obraz, czy jakaś podróbka. Módlmy się przy tej stacji o to, aby inni ludzie widzieli w nas prawdziwy obraz Pana Jezusa, Jego kochającego serca i Jego dobrych rąk.

      Stacja VII Pan Jezus ponownie upada pod krzyżem

       Nie wiemy dokładnie, ile razy Pan Jezus upadał pod ciężarem krzyża. Każdy kolejny upadek musiał być boleśniejszy. A sił było coraz mniej. W takiej sytuacji przychodzi pokusa zniechęcenia.        W gronie pomocników Brata Alberta były potrzebne kobiety. Bo wśród potrzebujących biedaków było wiele kobiet.  Z czasem, najbliższą współpracowniczką Brata Alberta stała się Maria Jabłońska, znana jako siostra Bernardyna. Opieka nad osobami z marginesu nie była czymś łatwym dla młodej dziewczyny. Ciągłe przebywanie wśród ludzi moralnie zdegenerowanych przyprawiało ją o wstręt, powodowało zwątpienie i kryzys powołania. Brat Albert, któremu się zwierzyła, ułożył dla niej heroiczny akt oddania się Bogu w każdej sytuacji życiowej. Siostra Bernardyna przyjęła ten akt wiary. Od tej pory, bez najmniejszych wahań kroczyła przez życie drogą całkowitego poświęcenia i oddania Bogu. Dla wątpiących Brat Albert niejednokrotnie stawał się najlepszym doradcą i powiernikiem, z całego serca pragnął im pomóc odnaleźć drogę do Boga, aby dane im było czerpać z tej wyjątkowej siły jaką daje tylko wiara.       
        Zniechęcenie, kryzys, pokusa ucieczki od tego co się robi. Pytanie – co zrobić, żeby przezwyciężyć w życiu takie kryzysy? Przy tej stacji módlmy się o dar mocnej wiary dla nas i dla naszych bliskich. Naszą modlitwą ogarniajmy tych ludzi, którzy przeżywają w swoim życiu chwile zwątpienia i załamania.

        Stacja VIII Pan Jezus napomina łączące niewiasty

        A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi.  Może się tak wydawać, że Pan Jezus nie przyjmuje odruchu litości, od tych, co Go żałują. Przyjmuje. Ale płaczącym nad Nim, każe spojrzeć dalej, w przyszłość. Jego ból i cierpienie są ofiarą dla zbawienia świata. Ale trzeba się martwić o tych, którzy będą sprawiać ból swoim bliskim nadaremnie.          
       W czasie bitwy pod Mełchowem, Brat Albert został ciężko ranny  i dostał się do niewoli rosyjskiej. Tam w polowym, szpitalu konieczna była amputacja lewej nogi. Dokonano jej w prymitywnych warunkach, przy użyciu zwykłej piły, bez środków znieczulających. Możemy sobie wyobrazić, co przeżywała jego rodzina, gdy najbliżsi dowiedzieli się o tej tragedii. Brat Albert nigdy nie użalał się nad swoim kalectwem. Przyjął je z godnością i ofiarował Bogu w intencji wolności Ojczyzny. Gorąco wierzył, że Powstanie Styczniowe obudziło świadomość narodową i przypomniało światu, ze Polacy nigdy nie pogodzą się z utratą niepodległości. Wiedział, że trzeba z troską i odpowiedzialnością spoglądać w przyszłość.         
       W tej stacji drogi krzyżowej módlmy się o przyszłość Kościoła w naszej Ojczyźnie. Otoczmy naszą modlitwą następne pokolenia, które będą niosły ten krzyż, który dzisiaj my niesiemy na tej drodze krzyżowej. Oby nie zabrakło ludzi wiary, którzy zawsze będą się do krzyża przyznawali, strzegli go i bronili.

      Stacja IX Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem.

       Tradycja mówi, że ten trzeci upadek był tuż przed wzgórzem Golgoty. Czyli niedaleko przed końcem drogi. To najbardziej bolesny upadek. I to podwójnie. Po pierwsze – olbrzymi fizyczny ból i cierpienie. Po drugie – wydawało się, że już tak niedaleko do celu, że wystarczy sił. Nie wystarczyło.          
       U kresu ziemskiego życia, gdy trwała Wielka Wojna i ludzkiej nędzy było jeszcze więcej, Brat Albert, jak tylko mógł sam pomagał ofiarom wojny. Ale robił to z coraz większym wysiłkiem. Wreszcie przyszedł dzień, że sił zabrakło, dostał wylewu czego efektem był paraliż. Po kilku tygodniach kolejna diagnoza – złośliwy nowotwór żołądka. Jesienią 1916 roku zaczęły się bóle, które paraliżowały ruchy. Brat Albert zdawał sobie sprawę, że jego dni są policzone, dlatego resztkami sił chciał zrobić jak najwięcej, żeby zadbać o przyszłość Zgromadzenia Albertyńskiego i do końca służyć ubogim. Jakiej wielkiej potrzeba siły i miłości, żeby w takim cierpieniu podnieść się i iść dalej! Kiedyś sam napisał tak: Iść zawsze naprzód, choćby po gorzkich zawodach i upadkach, gdy opieka Boska nad nami, przed niczym się nie cofać, a na wszystko być gotowym, jeśli Bóg czego od nas zażąda.
      Ta stacja drogi krzyżowej przypomina nam o naszych upadkach. Czasem tych najbardziej bolesnych, z których tak trudno się podnieść. Nikt z nas nie jest taki silny, żeby mógł powiedzieć – nigdy nie upadnę. Ale też, nikt z nas nie jest taki słaby, żeby samemu lub z czyjąś pomocą nie powstać z upadku. Módlmy się przy tej stacji drogi krzyżowej, o to, żeby nigdy w naszych sercach nie zabrakło mocnej wiary i nadziei. A dla tych, którzy upadają na drodze swojego życia, niech Dobry Bóg postawi ludzi, którzy pomogą powstać z upadku.

      Stacja X Pan Jezus z szat obnażony

      Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części. Wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili między sobą: nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć. Szafy pełne ubrań. W mieszkaniach dużo potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy. Lubimy je zbierać, gromadzić, cieszymy się z otrzymanych prezentów. Czasem przychodzi refleksja – mam tego dużo, może trzeba zacząć rozdawać? Ale najczęściej ludzie niechętnie pozbywają cennych przedmiotów i pamiątek.          
      Jeden z przyjaciół Brata Alberta wspomina takie wydarzenie: Kiedy Brat Albert poświęcił się posłudze ubogim, kazał wszystkie obrazy, które zajmowały miejsce w jego pokoju zanieść na strych. Chciał w ten sposób całkowicie zamknąć za sobą pewien rozdział życia. Raz tylko sobie o nich przypomniał po kilku latach. Chciał je obejrzeć, przeglądnąć. Może obudziło się w nim jakieś przywiązanie twórcy do swoich dzieł. Zaczęto szukać tych pamiątek z epoki sławy artysty, ale nikt nie wiedział, co się z nimi stało. Wreszcie jeden z braci przypomniał sobie, że w zimie porąbał je i pociął na kawałki, aby napalić w piecu i ogrzać zmarzniętych mieszkańców przytuliska…  . Kiedy Brat Albert usłyszał to wyznanie, zamyślił się, zamknął oczy, a po chwili modlitwy mocno przytulił winowajcę do siebie.       
       Rzeczy, które posiadamy mogą nam i innym bardzo pomagać w życiu. Ale czasami mogą bardzo przeszkadzać. Będą przeszkadzały wtedy, gdy człowiek tak mocno się do nich przywiąże, że zasłonią nam cały świat. Prośmy w tej stacji drogi krzyżowej, o wolność. O to, żeby nigdy, żadna rzecz, żaden, nawet najcenniejszy przedmiot, nie przysłonił nam Pana Boga i drugiego człowieka.

      Stacja XI Pan Jezus przybity do krzyża

     Na początku drogi krzyżowej żołnierze przywiązali Pana Jezusa powrozem do belki krzyża. Teraz na wzgórzu Golgoty przybijają go gwoździami. Głuche uderzenia młota o żelazo gwoździ, oznajmiają światu – Bóg całkowicie oddał się w ręce człowieka. Oddał siebie i swoje życie. Dlaczego tak zrobił? Z miłości. Bo tak ukochał człowieka, że z miłości sam stał się człowiekiem i pozwolił się przybić do krzyża, żeby zbawić każdego człowieka.          
     Najsłynniejsze i najbardziej znane dzieło Brata Alberta, to obraz Ecce Homo – Oto Człowiek! Jest wyrazem zmagań artysty o autentyczną, ewangeliczną miłość Boga i bliźniego. Jest ukoronowaniem jego twórczości i jego życia. Obraz przedstawia ubiczowanego Chrystusa. Chrystus skatowany,  zmęczony, opluty, odziany purpurową szmatą, z miłością spogląda przymkniętymi oczami na świat. Opadający czerwony płaszcz układa się w kształt wielkiego serca.  Zafascynowany obrazem arcybiskup Andrzej Szeptycki powiedział: ten obraz - to obraz Serca Pana Jezusa.  Cała postać Zbawiciela została sprowadzona do serca. A serce to miłość. Przypominają się słowa: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów – a miłości bym nie miał, byłbym niczym… Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Nigdy nie ustaje!            
     W tej stacji, wpatrzeni w Pana Jezusa, który tak umiłował każdego człowieka, że pozwolił się przybić do krzyża, prośmy o dar wielkiego serca dla każdego z nas. Serce wielkie - to serce, które kocha i przebacza.

      Stacja XII Pan Jezus umiera na krzyżu

      Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Śmierć jest bardzo smutnym wydarzeniem dla najbliższych zmarłego. Wiemy, że od tej chwili już kogoś zabraknie, już kogoś nie będzie. Pan Jezus kiedyś mówił tak:  Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.       
      Brat Albert dwukrotnie umierał dla świata i bliskich.  Pierwszy raz w uroczystość obłóczyn, 25 sierpnia 1887 roku w kaplicy Loretańskiej u krakowskich Kapucynów.  Po wyjściu z kościoła – już w habicie, parafrazując Mickiewiczowskiego Konrada powiedział: Umarł Adam Chmielowski – narodził się Brat Albert. Po ludzku – umarł artysta, a na jego miejsce narodził się wielki dobroczyńca ubogich, głodnych i bezdomnych. Ponownie Brat Albert umierał dla świata 25 grudnia 1916 roku. Wtedy zakończyła się jego ziemska pielgrzymka. W powszechnej opinii panowało przekonanie, że odszedł prawdziwy święty. Potrzeba było tylko czasu. Długo oczekiwany dzień nadszedł 22 czerwca 1983 roku. Jan Paweł II – który wiele razy podkreślał, jak bardzo wiele zawdzięcza Bratu Albertowi, ogłosił go błogosławionym. Złożył wtedy takie osobiste świadectwo: Dla mnie postać Brata Alberta miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od literatury i od teatru, znalazłem w nim duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania!        
      W tej stacji drogi krzyżowej módlmy się o to, abyśmy w swoim życiu potrafili zrozumieć czym jest ofiara Pana Jezusa na krzyżu i dostrzegali sens każdej ofiary, która ponosimy dla Boga i dla drugiego człowieka.

      Stacja XIII Pan Jezus zdjęty z krzyża i złożony w ramiona Matki

      Kochające dłonie Maryi, wielokrotnie obejmowały Jezusa. Najpierw w betlejemskiej stajence tuliły Go do snu. Potem Maryja brała Go na ręce gdy pokazywała pasterzom i Mędrcom. Wnosiła Go na swoich rękach do Świątyni w dzień ofiarowania i pewno  jeszcze wiele, wiele razy. Tu na wzgórzu Golgoty, obejmuje dłońmi skrwawione, umęczone ciało Syna.        
      Karol Wojtyła w dramacie  pod tytułem ,,Brat naszego Boga” -dedykowanym Bratu Albertowi, pisze tak: Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do tego, którym jesteś. Natrudziłeś w każdym z nich. Zmęczyłeś się śmiertelnie. Wyniszczyli Cię – to się nazywa miłosierdzie. Przy tym pozostałeś piękny. Najpiękniejszy z synów ludzkich. Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później. O, jakże trudne piękno, jak trudne. Takie piękno, nazywa się Miłosierdzie.
       Ojczyźnie - ofiarował nogę, którą mu urwał granat w czasie bitwy. Bogu – swój talent artysty i wspaniałą karierę, z której zrezygnował Głodnym biedakom – swoje siły, życie i chleb, który im przynosił.
        A ja – czym się pochwalę przed Panem Bogiem, gdy zakończę swoją ziemską pielgrzymkę? Módlmy się przy tej stacji o to, żeby kiedyś stanąć przed Panem Bogiem z czystym sumieniem i z dobrymi uczynkami.

       Stacja XIV Pan Jezus złożony do grobu

       Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Wiemy, że trzeciego dnia Pan Jezus wstał z grobu i pokazał, że On jest Panem życia i śmierci. Śmierć nad Nim nie ma żadnej władzy.          
        Uroczysty pogrzeb Brata Alberta odbył się 28 grudnia 1916 roku. W pogrzebie wzięły udział tysiące ludzi. Na cmentarzu Rakowickim, przy skromnej mogile, w mowie pożegnalnej, ksiądz biskup Nowak powiedział takie prorocze słowa: należałoby się raczej modlić do Zmarłego, a nie za niego! Po latach relikwie błogosławionego, a z czasem świętego Brata Alberta, przeniesiono z cmentarza do kościoła Ecce Homo na Prądniku Czerwonym. Na cmentarzu Rakowickim został pusty grób – symbol, który pokazuje, że Brat Albert – jak Pan Jezus oddał całe swoje życie Bogu i drugiemu człowiekowi. Jan Paweł II na uroczystości kanonizacji  powiedział: Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla nas stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić. Dziś Święty Brat Albert mówi nam po prostu – Trzeba być dobrym jak chleb. Panie dobry jak chleb, niech nasza ziemia stanie się ołtarzem, a chleb komunią dla spragnionych Ciebie.
       Przy tej stacji warto przypomnieć fragment pieśni o Bracie Albercie: W każdym zdeptanym widziałeś Boga, I malowałeś w nim Ecce Homo.
       A my, dziś - módlmy się przy tej stacji o to, abyśmy pięknym życiem na ziemi, kiedyś zasłużyli sobie na szczęście wieczne w niebie.