Widok pochwalił Orędowniczkę kolejnym zwycięstwem nad covidem
- Szczegóły
- tekst: ks. Zbigniew, realizacja filmowa: Manus Domini, foto: Ewa Kurzyńska
Do ostatniej chwili przed uroczystością Matki Bożej Miłosierdzia (16 listopada) nie było jasne, czy mecz się odbędzie, a jednak odbył się i przy pomocy Łaski Bożej odnieśliśmy kolejne znaczące zwycięstwo nad covidem.
Staraliśmy się nie więcej niż zawsze, a wyszło jak nigdy ; ).
Korzystając z tradycji zapoczątkowanej przez ks. prałata Jana Franczaka zwykle zapraszamy na to święto wikariusza, który pracował w naszej parafii i aktualnie nie jest jeszcze proboszczem. Było ich wielu, ale wielu już zostało proboszczami, więc coraz trudniej stosować ten klucz wikariuszowskiego obchodu, by celebrował sumę maryjną młody kapłan. Tym razem z pomocą przyszło nam zobowiązanie wobec ks. prałata Józefa Caputy. Był zaproszony z celebrą na uroczystość św. Jana Kantego, ale wtedy przeszkodził mu pogorszony stan zdrowia. Przecież to jest młody kapłan, który po sidemdziesiątce nie wypuszcza z rąk brewiarza i tenisowej rakiety. Zadzwoniliśmy. Zgodził się błyskawicznie, żartując, że nawet mu się przyda odmładzające wejście na murawę zielonego pastwiska w czasie, kiedy z wielu stron słychać o tym, że starsi i młodzi umierają.
Mieliśmy już w skarbcu parafialnym medal dla p. Edwarda Kośmidera, zasłużonego dla parafii i archidiecezji, przyznany przez Metropolitę Krakowskiego, Marka Jędraszewskiego, zatem krótka piłka - wręczy go Uhonorowanemu w imieniu Metropolity były dziekan, ks. prałat Józef, ale kto powie kazanie? Tu rozciągnięcie gry, podanie na prawo, w kierunku kibiców Cracovii i mamy ks. Bogdana Jelenia.
Przyjął podanie błyskawicznie z voleya i strzelił celnie w okienko ukazując, że Maryja świeci swą delikatnością, dobrocią, czulością i miłosierdziem w Ostrej Bramie i...na Widoku. Dumni byliśmy z takiego przyrównania.
Tak, świadomi uchybień i zapóźnień w szlifowaniu naszej duchowej formy, chcemy należeć do takiej ligi. Świadczy o tym, choćby ranga naszej uroczystości, która wzrasta w miarę zblizania się do Ostrej Bramy lub do serca Mamy. Im dalej od Białegostoku i Wilna i im dalej Widoku tym mniejsza skłonność do wspominania Opatrznościowej Opiekunki, Rozdawczyni talentów i wszelkiej maści sprawności, im bliżej, tym pewniejsze, ze obchód wychyli sie w stronę uroczystości z doliczonym czasem uwielbienia na Gloria i Credo.
Na zielonej murawie pastwiska po której prowadzi nas Miłosierny Pan pojawili się jeszcze ks. prałat Jan Franczak, protoplasta naszego widocznego klubu, ks. Łukasz Wielocha i ks. Jacek Piszczek. Stale są obecni w grze ks. Wojciech Matyga (zdalnie wspierający kamandę), ks. Kacper Nawrot i ks. Tomek Skotniczny. Organista i PanaMa Chór ożywiał trybuny. Relacjonowali z pasją Manusy . Z szatni wspomagali wszyscy młodzi kościelni. Na dłuuugiej ławce rezerwowych widać utalentowany narybek lektorów i nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii.
Z pasją i z niecierpliwością, zachowując respekt wobec covidowej bestii, czekamy na kolejne wezwanie do boju, na kolejny maryjny gwizdek.
Staraliśmy się nie więcej niż zawsze, a wyszło jak nigdy ; ).
Korzystając z tradycji zapoczątkowanej przez ks. prałata Jana Franczaka zwykle zapraszamy na to święto wikariusza, który pracował w naszej parafii i aktualnie nie jest jeszcze proboszczem. Było ich wielu, ale wielu już zostało proboszczami, więc coraz trudniej stosować ten klucz wikariuszowskiego obchodu, by celebrował sumę maryjną młody kapłan. Tym razem z pomocą przyszło nam zobowiązanie wobec ks. prałata Józefa Caputy. Był zaproszony z celebrą na uroczystość św. Jana Kantego, ale wtedy przeszkodził mu pogorszony stan zdrowia. Przecież to jest młody kapłan, który po sidemdziesiątce nie wypuszcza z rąk brewiarza i tenisowej rakiety. Zadzwoniliśmy. Zgodził się błyskawicznie, żartując, że nawet mu się przyda odmładzające wejście na murawę zielonego pastwiska w czasie, kiedy z wielu stron słychać o tym, że starsi i młodzi umierają.
Mieliśmy już w skarbcu parafialnym medal dla p. Edwarda Kośmidera, zasłużonego dla parafii i archidiecezji, przyznany przez Metropolitę Krakowskiego, Marka Jędraszewskiego, zatem krótka piłka - wręczy go Uhonorowanemu w imieniu Metropolity były dziekan, ks. prałat Józef, ale kto powie kazanie? Tu rozciągnięcie gry, podanie na prawo, w kierunku kibiców Cracovii i mamy ks. Bogdana Jelenia.
Przyjął podanie błyskawicznie z voleya i strzelił celnie w okienko ukazując, że Maryja świeci swą delikatnością, dobrocią, czulością i miłosierdziem w Ostrej Bramie i...na Widoku. Dumni byliśmy z takiego przyrównania.
Tak, świadomi uchybień i zapóźnień w szlifowaniu naszej duchowej formy, chcemy należeć do takiej ligi. Świadczy o tym, choćby ranga naszej uroczystości, która wzrasta w miarę zblizania się do Ostrej Bramy lub do serca Mamy. Im dalej od Białegostoku i Wilna i im dalej Widoku tym mniejsza skłonność do wspominania Opatrznościowej Opiekunki, Rozdawczyni talentów i wszelkiej maści sprawności, im bliżej, tym pewniejsze, ze obchód wychyli sie w stronę uroczystości z doliczonym czasem uwielbienia na Gloria i Credo.
Na zielonej murawie pastwiska po której prowadzi nas Miłosierny Pan pojawili się jeszcze ks. prałat Jan Franczak, protoplasta naszego widocznego klubu, ks. Łukasz Wielocha i ks. Jacek Piszczek. Stale są obecni w grze ks. Wojciech Matyga (zdalnie wspierający kamandę), ks. Kacper Nawrot i ks. Tomek Skotniczny. Organista i PanaMa Chór ożywiał trybuny. Relacjonowali z pasją Manusy . Z szatni wspomagali wszyscy młodzi kościelni. Na dłuuugiej ławce rezerwowych widać utalentowany narybek lektorów i nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii.
Z pasją i z niecierpliwością, zachowując respekt wobec covidowej bestii, czekamy na kolejne wezwanie do boju, na kolejny maryjny gwizdek.
Kolejny medalista Zasłużony dla Archidiecezji Krakowskiej z Widoku
- Szczegóły
- tekst: ks. Zbigniew, foto: Ewa Kurzyńska
To p. Edward Kosmider, nasz wieloletni kościelny. Ma 84 lata. Urodził się w Krzeczowie. Jest synem Stanisława i Marii. Mąż Teresy i ojciec Marioli. Z wykształcenia technik-elektromechanik. Wykształcenie techniczne zdobył w Państwowej Technicznej Szkole Górniczo-Hutniczo-Mierniczej przy ul. Brzozowej 5 w naszym mieście (dziś ZSZ PGNiG im. prof. Walerego Goetla). Związany ze środowiskiem krakowskiej Siemachy jest wychowankiem ks. bpa Albina Małysiaka.
Od początku istnienia osiedla Widok (lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku) związany z życiem religijnym dzielnicy Kraków-Bronowice i naszej parafii. Praktykujący, odważnie prezentujący swe przekonania religijne. Uczestniczył w budowie kościoła św. Antoniego i kościoła św. Jana Kantego służąc samochodem ciężarowym przy przewozach materiałów budowlanych oraz przy wykonywaniu innych potrzebnych na budowie czynności. Od 2009 roku pełni posługę kościelnego w naszej parafii. W latach 2012-2015 (podczas urzędowania ks. kanonika Janusza Moskały) był kościelnym bez współpracownika, choć jak wiemy wielość obowiązków związanych z tą posadą w naszej parafii koniecznie wymaga dwóch osób wykonujących ją równocześnie.
Stanowczy, bezkompromisowy, narażał się niejednokrotnie na ryzyko krytyki ze strony tych, wobec których posługiwał. Częściej jednak spotykając się z uznaniem i respektem dla wieku i doświadczenia, którym się cieszy. Prawy, uczciwy (również w zawiadywaniu dobrem wspólnym), oszczędny, raczej lojalny wobec pracodawcy.
Kibic Wisły Kraków na śmierć i życie. W parafii krąży wiele legend o jego przywiązaniu do klubu sportowego, którego był zawodnikiem i instruktorem w połowie ubiegłego wieku. Wydaje się, że i nasz Patron dodał swoje trzy grosze do aktualnej legendy : )
Wnioskowaliśmy z początkiem listopada br. u ks. arcybiskupa Marka Jędraszewskiego o odznaczenie pana Edwarda Złotym Medalem imienia św. Jana Pawła II Za Zasługi dla Archidiecezji Krakowskiej. Metropolita przyznał p. Edwardowi odznaczenie. W liście gratulacyjnym datowanym 10 listopada 2020 roku napisał:
Czcigodny Panie Edwardzie!
Z wdzięcznością za pełną oddania posługę kościelnego w parafii św. Jana Kantego w Krakowie, jak również za wielką pomoc i zaangażowanie w budowę kościoła parafialnego pragnę na wniosek ks. proboszcza Zbigniewa Zięby nadać Drogiemu Panu Edwardowi Złoty Medal Ojca Swiętego Jana Pawła II Za Zasługi dla Archidiecezji Krakowskiej.
Niech Pan Bóg hojnie obdarza swym błogosławieństwem.
W uroczystość patronalną MB Miłosierdzia, patronki naszego dolnego kościoła podczas sumy przewodniczacy celebrze ks. prałat Józef Caputa odznaczył Wyróżnionego w imieniu Metropolity Krakowskiego. Kapłani koncelebrujący liturgię pogratulowali Uhonorowanemu, który nie krył wzruszenia dziekując z odznaczenie. Wierni wyrazili swe uznanie dla wyróżnienia p. Edwarda Kosmidera brawami.
Gratulujemy Panie Edwardzie!
____________________
Pan Edward Kośmider jest trzecim w historii parafii uhonorowanym Medalem Ojca Świętego Jana Pawła II za zasługi dla Archidiecezji Krakowskiej. Wcześniej uhonorowani to:
p. Józef Płaziński, pracownik kancelarii parafialnej w latach 1982-2016, w r. 2016 medal srebrny nadany przez Metropolitę Krakowskiego, Kardynała Stanisława Dziwisza
p. Danuta Degórska-Czubek, dyrygentka Chóru Międzyparafialnego Amicus w latach 1983-2019, w r. 2019 medal złoty nadany przez Metropolitę Krakowskiego, Arcybiskupa Marka Jędraszewskiego
Nowy lider w Odnowie
- Szczegóły
W miniony czwartek (12 listopada br.) w grupie Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym Manus Domini, działającej przy naszej parafii odbyły się wybory lidera. Jasne było, że dotychczasowy, pierwszy lider wspólnoty, p. Wojciech Kurzyński (na zdjęciu wykonanym trzy lata temu podczas dni skupienia wspólnoty w klasztorze w Imbramowicach pierwszy od prawej przy boku żony Ewy) po sześciu latach odpowiedzialności za grupę nie będzie się ubiegał o reelekcję. Jest nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii, staje się powoli kościelnym w parafii, jest też świeckim koordynatorem Odnowy na szczeblu Archidiecezji Krakowskiej, więc zajęć i obowiązków ma wystarczająco dużo. Uznał oficjalnie, ze ster Manusów należy przekazać w inne ręce.
Podczas liderowania Wojciecha grupa licząca trzydzieści czynnie zaangażowanych osób rekrutujących się z różnch parafii z Krakowa i okolic okrzepła. Jest mocna w Duchu obecnością kilku małżeństw w sile wieku. Chociaż ma dopiero niewiele ponad sześć lat, wydaje się, że osiągnęła dojrzałość. Na stałe do rocznego kalendarza swych posług w parafii grupa wpisała przygotowanie modlitewnych czuwań wigilijnych przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego i przed Uroczystością Chrystusa, Króla Wszechświata, modlitwę wstawienniczą za zmarłych, których żegnamy w parafii, jak również rozprowadzanie opłatków wigilijnych wśród wiernych przybywających na Eucharystię do naszego kościoła w ostatnią niedzielę Adwentu.
W każdym miesiącu roku formacyjnego, nierzadko w miesiącu wakacyjnym można liczyć na adorację - godzinę świętą poprowadzoną przez Manusów w czwartek przed pierwszym piątkiem miesiąca po Mszy św. wieczornej. Wtedy też prowadzący wspólną modlitwę zapewniają zgromadzonym modlitwę wstawienniczą. Manusy cotygodniowe spotkanie modlitewno-formacyjne w sali, którą żartobliwie nazywają Gabinetem Odnowy rozpoczynają właśnie od udziału we Mszy św. parafialnej z adoracją (nie wyizolowują się z życia parafialnego) albo w pozostałe czwartki miesiąca od Mszy św. z uwielbieniem, w której każdy chętny może uczestniczyć. Zapraszają w czwartki o godzinie 19.30 do kościoła dolnego. W pierwszych latach formowania się Manusów stało się oczywiste, że jedną z Mszy św. w miesiącu ofiarują w intencjach paieskich, drugą w intencjach omadlanych przez siebie i wreszcie trzecią w intecji jubilatów i solenizantów z danego miesiąca.
Sześć lat działania Wspólnoty wystarczyło, by przeżyć akt oddania Jej Matce Bożej, Oblubienicy Ducha Świętego i ponowienie tego Aktu (odpowiednio 2015 i 2019), samodzielne poprowadzenie kursu Alpha z finiszem już w stanie covidowej pandemii (2019/20) jak również włączanie się w prowadzenie tego kursu w innych parafiach, samodzielne poprowadzenie Seminarium Odnowy Wiary (2018). Wspólnocie Manus Domini zawdzięczamy również profesjonalną, docenianą przez wiernych realizację transmisji Mszy św. i nabożeństw z kościoła parafialnego. Członkowie wspólnoty zakupili bezinteresownie sprzęt i poświęcają czas na to, by ewangelizacja multimedialna początku 21. wieku w poziomie parafialnym mogła się prężnie rozwijać.
Odrobina prywaty? Zdobędę się na nią, wybaczcie proszę. Otóż mam satysfakcję, jako proboszcz i asystent duszpasterski Manusów, kiedy w dyskusji różnych gremiów parafialnych od młodych (oaza) poprzez tych w sile wieku (pracownicy parafii) do najstarszych (Parafialny Oddział Akcji Katolickiej) i duszpasterzy pojawia się moment zastanowienia kogo mamy posłać, kogo mamy wyznaczyć do określonego zadania? Myślimy, myślimy, męczymy się, wydaje się, że pytanie pozostanie retoryczne, bez odpowiedzi i wreszcie ktoś chroni nas przed poddaniem się, przed zaniechaniem. Odpala uspokajającą odpowiedź: Odnowa nam pomoże! Że też wcześniej nie przyszło nam to do głowy. Wszyscy uczestnicy dyskusji odetchnąwszy, przytakujemy skwapliwie temu pomysłowi, jakbyśmy rzeczywiście wszyscy wyszli z gabinetu odnowy ; )
Dzięki Wojtku za Twoją posługę.
A kogo wybrała wspólnota szukająca pomocy u Parakleta?
Pana Ryszarda Wyżgę. Ma 51 lat. Z żoną Agnieszką od początku istnienia Manusów czynnie angażują się w życie wspólnoty (na zdjęciu kucają na pierwszym planie). Wspierani z nieba między innymi przez córkę Magdę i z ziemi, wyrozumiale przez drugą córkę i najbliższych, nawet wtedy, gdy Ich nieco zaniedbują na rzecz zaangażowania we wspólnotę. Pan Ryszard od czerwca br. jest nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii w naszej parafii.
Dziękujemy Kontrkandydatom Ryśka w tegorocznych wyborach za kulturę osobistą w emocjonującym czasie i za umiejętność pogodzenia się ze zwycięstwem wyborczym współzawodnika.
Dzięki Ryśku za podjęcie nie tak ciężkiego, jak wynika z powyższej syntezy brzemienia. Otwarcie i szczerze wyrażamy wolę współpracy z Tobą dla dobra Manusów i Kościoła.
Duchu Święty przyjdź!
Podczas liderowania Wojciecha grupa licząca trzydzieści czynnie zaangażowanych osób rekrutujących się z różnch parafii z Krakowa i okolic okrzepła. Jest mocna w Duchu obecnością kilku małżeństw w sile wieku. Chociaż ma dopiero niewiele ponad sześć lat, wydaje się, że osiągnęła dojrzałość. Na stałe do rocznego kalendarza swych posług w parafii grupa wpisała przygotowanie modlitewnych czuwań wigilijnych przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego i przed Uroczystością Chrystusa, Króla Wszechświata, modlitwę wstawienniczą za zmarłych, których żegnamy w parafii, jak również rozprowadzanie opłatków wigilijnych wśród wiernych przybywających na Eucharystię do naszego kościoła w ostatnią niedzielę Adwentu.
W każdym miesiącu roku formacyjnego, nierzadko w miesiącu wakacyjnym można liczyć na adorację - godzinę świętą poprowadzoną przez Manusów w czwartek przed pierwszym piątkiem miesiąca po Mszy św. wieczornej. Wtedy też prowadzący wspólną modlitwę zapewniają zgromadzonym modlitwę wstawienniczą. Manusy cotygodniowe spotkanie modlitewno-formacyjne w sali, którą żartobliwie nazywają Gabinetem Odnowy rozpoczynają właśnie od udziału we Mszy św. parafialnej z adoracją (nie wyizolowują się z życia parafialnego) albo w pozostałe czwartki miesiąca od Mszy św. z uwielbieniem, w której każdy chętny może uczestniczyć. Zapraszają w czwartki o godzinie 19.30 do kościoła dolnego. W pierwszych latach formowania się Manusów stało się oczywiste, że jedną z Mszy św. w miesiącu ofiarują w intencjach paieskich, drugą w intencjach omadlanych przez siebie i wreszcie trzecią w intecji jubilatów i solenizantów z danego miesiąca.
Sześć lat działania Wspólnoty wystarczyło, by przeżyć akt oddania Jej Matce Bożej, Oblubienicy Ducha Świętego i ponowienie tego Aktu (odpowiednio 2015 i 2019), samodzielne poprowadzenie kursu Alpha z finiszem już w stanie covidowej pandemii (2019/20) jak również włączanie się w prowadzenie tego kursu w innych parafiach, samodzielne poprowadzenie Seminarium Odnowy Wiary (2018). Wspólnocie Manus Domini zawdzięczamy również profesjonalną, docenianą przez wiernych realizację transmisji Mszy św. i nabożeństw z kościoła parafialnego. Członkowie wspólnoty zakupili bezinteresownie sprzęt i poświęcają czas na to, by ewangelizacja multimedialna początku 21. wieku w poziomie parafialnym mogła się prężnie rozwijać.
Odrobina prywaty? Zdobędę się na nią, wybaczcie proszę. Otóż mam satysfakcję, jako proboszcz i asystent duszpasterski Manusów, kiedy w dyskusji różnych gremiów parafialnych od młodych (oaza) poprzez tych w sile wieku (pracownicy parafii) do najstarszych (Parafialny Oddział Akcji Katolickiej) i duszpasterzy pojawia się moment zastanowienia kogo mamy posłać, kogo mamy wyznaczyć do określonego zadania? Myślimy, myślimy, męczymy się, wydaje się, że pytanie pozostanie retoryczne, bez odpowiedzi i wreszcie ktoś chroni nas przed poddaniem się, przed zaniechaniem. Odpala uspokajającą odpowiedź: Odnowa nam pomoże! Że też wcześniej nie przyszło nam to do głowy. Wszyscy uczestnicy dyskusji odetchnąwszy, przytakujemy skwapliwie temu pomysłowi, jakbyśmy rzeczywiście wszyscy wyszli z gabinetu odnowy ; )
Dzięki Wojtku za Twoją posługę.
A kogo wybrała wspólnota szukająca pomocy u Parakleta?
Pana Ryszarda Wyżgę. Ma 51 lat. Z żoną Agnieszką od początku istnienia Manusów czynnie angażują się w życie wspólnoty (na zdjęciu kucają na pierwszym planie). Wspierani z nieba między innymi przez córkę Magdę i z ziemi, wyrozumiale przez drugą córkę i najbliższych, nawet wtedy, gdy Ich nieco zaniedbują na rzecz zaangażowania we wspólnotę. Pan Ryszard od czerwca br. jest nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii w naszej parafii.
Dziękujemy Kontrkandydatom Ryśka w tegorocznych wyborach za kulturę osobistą w emocjonującym czasie i za umiejętność pogodzenia się ze zwycięstwem wyborczym współzawodnika.
Dzięki Ryśku za podjęcie nie tak ciężkiego, jak wynika z powyższej syntezy brzemienia. Otwarcie i szczerze wyrażamy wolę współpracy z Tobą dla dobra Manusów i Kościoła.
Duchu Święty przyjdź!
Na Giewont się patrzy, ale co się widzi?, czyli nadzwyczajne podtatrzańskie Widoczniej
- Szczegóły
Kilka stajań na południe od Wiedeńskiej.
Gdy górala spod Tatr zapytasz, kiedy ostatnio był w górach, możesz usłyszeć odpowiedź wymijającą, w rodzaju: Na góry, na Giewont się patrzy... Postanowiłem potraktować tą odpowiedź jako zachętę do refleksji na temat punktów widzenia na Giewont i na krzyż na Giewoncie.
Może najpierw dwie relacje sprzed ponad stu lat dotyczące tego samego wydarzenia, czyli instalacji krzyża.
Jest rok 1901. W Zakopanem trwa ożywiona dyskusja: instalować, czy nie? Najpierw relacja inicjatora i nadzorcy prac, ks. Kazimierza Kaszelewskiego.
Na krzyż na Giewoncie patrzy ówczesny, drugi w historii, proboszcz parafii w Zakopanem. Zainspirowany postawiniem kilkunastu krzyżów na włoskich szczytach w podobnym czasie jubileuszu chrześcijaństwa, zmobilizowany przez parafian, którzy cenili konkret, sprawne przejście od słowa do wcielenia, pisze:
Znany zaszczytnie artystyczno – ślusarski zakład Goreckiego w Krakowie wykonał projekt krzyża, 12 metrów wysokiego.
Chcąc się przekonać, czy krzyż taki będzie z Zakopanego widzialny, urządziłem z kilkunastoma góralami i z tutejszym komisarzem klimatycznym P. Piątkiewiczem wycieczkę na Gewont w jesieni zeszłego roku celem ustawienia tamże na próbę krzyża drewnianego. Z ostatniego pod Gewontem szałasu zabraliśmy 2 długie żerdzie, które górale z podziwienia godną zręcznością na szczyt wnieśli. Na szczycie zrobiliśmy z tych żerdzi krzyż w poprzek w odstępach deski na 1 metr długie. Tak zaimprowizowany krzyż ustawiliśmy w jamie w skale naprędce wybranej, 60 cm. głębokiej i obłożyli kamieniami dla lepszego umocowania. Krzyż ten próbny miał 10½ metra wysokości. Wróciwszy do Zakopanego spostrzegliśmy z radością, że krzyż gołem okiem daje się widzieć, choć bardzo mały. Po dokonaniu tej próby poleciłem fabryce Goreckiego wykonać krzyż na 17 m. wysoki, z których dwa [metry] miały być wpuszczone do skały. Fabryka krzyż wykonała i koleją do Zakopanego przysłała mniej więcej w 400 pojedynczych kawałkach.
Mając krzyż na miejscu zapowiedziałem moim parafianom wyprawę na Gewont i zachęciłem do pomocy w wyniesieniu krzyża. Dnia 3 lipca zebrali się też tutejsi górale w liczbie około 250 osób i 18 wozów przy kościele. Po Mszy św. wyruszyliśmy do Kuźnic, rozdzieliwszy żelazo na pojedyncze wozy, które też wywiozły je, dokąd się dało tj.: do tak zwanego Piekiełka. Tu nastąpił podział. Wszyscy mieli co dźwigać tem więcej, że prócz żelaza trzeba było wynieść 400 kg. cementu i dwadzieścia kilka konewek płóciennych wody.
Około godz. 11-ej znaleźliśmy się wszyscy szczęśliwie na szczycie i ciężar rozłożyli. 10 metrów kubicznych zawierająca jama w skale została poprzednio wykuta, co dwóch górali kosztowało 7 dni pracy. Po wytchnieniu na szczycie wszyscy się rozeszli – został tylko właściciel fabryki p. Gorecki ze swym monterem, ja i 6 górali, aby spód krzyża w skale umocować. Gdy się nam to szczęśliwie mimo deszczu udało i gdyśmy jamę kamieniami zasypali a narożniki krzyża cementem zalali, pozostawiliśmy na górze montera, który z 2-ma góralami resztę krzyża zmontował, co 6 dni pracy kosztowało.
Krzyż wystaje nad skałę 15 metrów – ramię poprzeczne na 5½ metra. W przecięciu ramion jest tarcza z blachy a w niej wycięty napis, jaki Ojciec św. dla krzyżów jubileuszowych sam ułożył, a który opiewa: Jesu Christo Deo - restituae per ipsum salutis MCM, czyli Jezusowi Chrystusowi, Bogu, w 1900 rocznicę przywrócenia przez Niego zbawienia.
Waga krzyża wynosi 1819 kg. Koszt wykonania, wykucia jamy w skale i zmontowania krzyża wynosi 735 złotych reńskich.
Poświęcenie krzyża odbyło się dnia 19 sierpnia. Po odprawieniu Mszy św: o godz. 7-ej wyruszyli parafianie i liczni goście do Kuźnic. dokąd napływać poczęli z różnych stron nowi uczestnicy wycieczki, których liczba przekroczyła 300. Poświęcenia krzyża z wielką uroczystością dokonał ks. kanonik i kanclerz Bandurski z Krakowa. Po poświęceniu krzyża i odśpiewaniu przez obecnych rzewnej pieśni na znak dany wielką chustą, powiewaną ze szczytu na który można wejść, a obserwowany z Zakopanego przez lunetę, uderzyły wszystkie dzwony w kościele parafialnym, aby tym, którzy w uroczystości udziału nie wzięli, chwilę dokonania poświęcenia obwieścić.
Gdyśmy schodząc doszli do tak zwanego >>Siodełka<<, wygłosił podniosłe kazanie ks. Profesor Łabuda z Przemyśla. Odśpiewaniem pobożnej pieśni zakończyła się ta podniosła uroczystość, która tak wielkie wrażenie zrobiła, że z wielu oczu łzy rozrzewnienia popłynęły.
Bogu widocznie miłem było to dzieło, gdy tak przy wyniesieniu krzyża jak i jego poświęceniu ochronił wszystkich uczestników od najmniejszego choćby nieszczęśliwego przypadku.
Nadmienić tu jeszcze muszę, że na dole krzyża umieszczoną będzie tymi dniami tablica z napisem: >>Zbawicielowi świata na przełomie wieków 1900/1901 parafia Zakopane z swoim proboszczem postawiła krzyż ten wykonany w fabryce Józefa Goreckiego w Krakowie<<. Tablica ta na czas nie wykończona, nie mogła być umocowana przy poświęceniu, jak to było w programie.
Daje się zauważyć dbałość o detale, entuzjazm duszpasterza i parafian dla wykonywanej pracy, przemyślaną koordynację zadań do wykonania dla różnych podmiotów, a także troskę o bezpieczeństwo pracujących jak i ogladających krzyż zwłaszcza z bliska. W nawiązaniu do wymowy Ewangelii z 33. Niedzieli Zwykłej mozna rzec, że talenty sypią się i mnożą, że aż miło. (por. Mt 25,14-30)
Dla odmiany spojrzenie na krzyż na Giewoncie sceptyka. Relacja krytyczna, wyrażająca głos przeciwników instalacji, zamieszczona na łamach Przeglądu Zakopiańskiego.
Krzyż [drewniany] na Gewoncie niedługo się utrzymał. Złamał go wiatr halny, którego w Zakopanem prawie znać nie było. Dziś sterczy ledwie tylko widoczny kawałek. Coraz więcej daje się słyszeć głosów stwierdzających wyrażoną już przez nas obawę, że wbicie krzyża w głowę Giewontu bardzo wielu wyda się niewłaściwem. Jest coś brutalnego w tem drobnem zmąceniu niedołężną ręką ludzką, dzikiej czystości wyrzeźbionych potężną dłonią natury fantastycznych zarysów kamiennego tytana.”
Prowizoryczną instalację autor uznaje za wyrocznię na temat jakiejkolwiek instalacji na szczycie tatrzańskim. Nie operuje faktami. Narzuca czytelnikowi osobiste przypuszczenie w sprawie rzekomo powszechnej dezaprobaty dla montażu krzyża. Można odnieść wrażenie, iż autor nie dość, że sam nie sięgnął po talent, to jeszcze wyrywa go posiadającemu go i chce go głęboko zakopać. Potwierdza się prawda o tym, że działający, angażujący się ponosi jedynie ryzyko ewentualanych strat, natomiast faktycznie traci ten, który nie robi nic.
Odrzekł mu pan jego: "Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Mt 25,26-29 w przekładzie Biblii Tysiąclecia
Teraz punkt widzenia na krzyż na Giewoncie zapośredniczony przez syntezę historyczną. Przenosimy się w czasie. Podróż jest podobna tej po autostradzie. Jest prosta, błyskawiczna i oczywista. Mijają dziesięciolecia. Mija wiek. Krzyż wykonany i zamontowany ze znawstwem, konserwowany okresowo, przetrwał dwie wojny światowe, czas komunistycznej wrogości wobec wiary od lat czterdziestych do osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Czasem tylko (incydentalne przypadki) rozemocjonowani kampanią wyborczą próbowali go wykorzystać jako dodatkowy słup ogłoszeniowy. Inni, wręcz przeciwnie, próbowali usunąć go wirtualnie z kórejś publikacji promującej Zakopane. Zachowali karykaturę neutralności religijnej za cenę rażącego rozminięcia się z rzeczywistością.
Naogół krzyż nikomu nie wadził. Więcej, stał się popularnym celem turystyki górskiej, z czasem coraz liczniejszych, z coraz dalsza organizowanych pielgrzymek (bodaj najdłuższa z Helu). Pielgrzymek organizowanych dla grup rokrocznie i pielgrzymek cichutkich, tajemnych, jak choćby ta, o której słyszałem ostatnio: osobista pielgrzymka pod krzyż w podziękowaniu za pokonanie covidowego zarażenia.
Jan Paweł II, kiedy zgromadził nas na Eucharystii pod tym krzyżem, uczył wszystkich ludzi dobrej woli, że z krzyża płynie mądrość i męstwo, że wznosząc wzrok ku krzyżowi zainstalowanemu pomiędzy ziemią i niebem ożywiamy, leczymy i podnosimy nasze serca dzięki łasce, która z krzyża płynie (por. homilia Jana Pawła II pod Wielką Krokwią, 6 czerwca 1997 r.) Biliśmy mu brawo. Wielu z nas odczuwało, że rozumie wagę tych słów. Wcześniej do Górali z Zakopanego przybyłych do Watykanu Papież mówił o tym, że ten krzyż jest zwieńczeniem wielkiej Świątyni Tatr, Świątyni Podhala, a poniekąd to i Świątyni całej naszej Ojczyzny. Rysował pod krzyżem niewidzialną strefę sacrum.
I oto w wehikule czasu docieramy do listopada bieżącego roku. Otwiera się punkt widzenia napastnika na krzyż na Giewoncie. W minioną niedzielę (8 listopada br.) wykorzystano krzyż na Giewoncie jako...wieszak na baner w celu prezentacji buńczucznej opinii o życiu lokalnej społeczności wyrażonej agresywnie przez grupę protestujących.
Muszę przyznać, że dotknęło mnie to osobiście i zasmuciło.
Trudno mi uwierzyć, że do tego stopnia chamiejemy, iż potrafimy pozostać niewrażliwi na intencję naszych przodków oddania przez krzyż chwały Bogu. Iż potrafimy się chełpić odrażającym atakiem. Powinniśmy jeszcze pamiętać tragedię sprzed ponad roku na szczycie Giewontu, w czasie której wyładowania atmosferyczne pozbawiły tam życia cztery osoby i wiele innych raniły. Próbuję spojrzeć na odrażający incydent z protestacyjnym banerem z punktu widzenia opłakujących zmarłych lub pielegnujących rannych. Podejrzewam, że błyskawica w tym miejscu kolejny raz boleśnie przeszyła ich serce.
Wreszcie czas na punkt widzenia na krzyż na Giewoncie ni to wędrowca, ni to...pielgrzyma. Praktycznie co tydzień odprawiam Mszę św. w kościele św. Kazimierza w Kościelisku, gdzie duszpasterze używają do celów liturgicznych kielicha ofiarowanego w 1913 r. przez Bractwo Różańcowe z tej miejscowości ks. Kazimierzowi Kaszelewskiemu, a co za tym idzie, nowo wybudowanemu jego staraniem kościołowi (właśnie w 1913 roku ks. Kaszelewski ustąpił z probostwa w Zakopanem, osiadł w Kościelisku i rozpoczął koordynować budowę kościoła św. Kazimierza) Ilekroć spojrzałem na dedykację kielicha wygrawerowaną na jego podstawie, dziękowałem Bogu za wzór ofiarnego, energicznego, charyzmatycznego duszpasterza. Po poniżającym incydencie obwieszania znaku zbawienia napastliwym znakiem buntu postanowiłem odbyć osobistą pielgrzymkę ekspijacyjną na szczyt Giewontu, pod krzyż. Przyjąłem błogosławieństo znakomitej jesiennej pogody w minioną środę, w Narodowe Święto Niepodległości . Wyszedłem na szczyt o 9.19. Usiadłem pod krzyżem i zagłębiłem się w odmawianie ekspijacyjnej brewiarzowej jutrzni. Rozumiałem ją jako swoistą modlitwę chórową, jako rozmowę z duszą śp. ks. Kaszelewskiego i tych, kórzy mu pomagali w instalacji krzyża na Giewoncie. Żeby ich tą modlitwą uspokoić, że w 119 lat po ich świadectwie wiary ciągle są ludzie, księża, którzy rozumieją i pochwalają ich zamysł. Cenią sobie go i pragną zachowac owoc tego zamysłu nienaruszonym. To nie była manifestacja, czy apel, to był rodzaj wspólnej, acz cichej modlitwy zwykłych księży.
Gdy odmawiałem Ojcze nasz młody mężczyzna towarzyszący uroczej kobiecie poprosił wszystkich nas zgromadzonych na szczycie (ok. 20 osób) o chwilę uwagi. Rzeczywiście, wszyscy prowadzący do tej pory swobodną rozmowę umilkli zaciekawieni.
Gdy górala spod Tatr zapytasz, kiedy ostatnio był w górach, możesz usłyszeć odpowiedź wymijającą, w rodzaju: Na góry, na Giewont się patrzy... Postanowiłem potraktować tą odpowiedź jako zachętę do refleksji na temat punktów widzenia na Giewont i na krzyż na Giewoncie.
Może najpierw dwie relacje sprzed ponad stu lat dotyczące tego samego wydarzenia, czyli instalacji krzyża.
Jest rok 1901. W Zakopanem trwa ożywiona dyskusja: instalować, czy nie? Najpierw relacja inicjatora i nadzorcy prac, ks. Kazimierza Kaszelewskiego.
Na krzyż na Giewoncie patrzy ówczesny, drugi w historii, proboszcz parafii w Zakopanem. Zainspirowany postawiniem kilkunastu krzyżów na włoskich szczytach w podobnym czasie jubileuszu chrześcijaństwa, zmobilizowany przez parafian, którzy cenili konkret, sprawne przejście od słowa do wcielenia, pisze:
Znany zaszczytnie artystyczno – ślusarski zakład Goreckiego w Krakowie wykonał projekt krzyża, 12 metrów wysokiego.
Chcąc się przekonać, czy krzyż taki będzie z Zakopanego widzialny, urządziłem z kilkunastoma góralami i z tutejszym komisarzem klimatycznym P. Piątkiewiczem wycieczkę na Gewont w jesieni zeszłego roku celem ustawienia tamże na próbę krzyża drewnianego. Z ostatniego pod Gewontem szałasu zabraliśmy 2 długie żerdzie, które górale z podziwienia godną zręcznością na szczyt wnieśli. Na szczycie zrobiliśmy z tych żerdzi krzyż w poprzek w odstępach deski na 1 metr długie. Tak zaimprowizowany krzyż ustawiliśmy w jamie w skale naprędce wybranej, 60 cm. głębokiej i obłożyli kamieniami dla lepszego umocowania. Krzyż ten próbny miał 10½ metra wysokości. Wróciwszy do Zakopanego spostrzegliśmy z radością, że krzyż gołem okiem daje się widzieć, choć bardzo mały. Po dokonaniu tej próby poleciłem fabryce Goreckiego wykonać krzyż na 17 m. wysoki, z których dwa [metry] miały być wpuszczone do skały. Fabryka krzyż wykonała i koleją do Zakopanego przysłała mniej więcej w 400 pojedynczych kawałkach.
Mając krzyż na miejscu zapowiedziałem moim parafianom wyprawę na Gewont i zachęciłem do pomocy w wyniesieniu krzyża. Dnia 3 lipca zebrali się też tutejsi górale w liczbie około 250 osób i 18 wozów przy kościele. Po Mszy św. wyruszyliśmy do Kuźnic, rozdzieliwszy żelazo na pojedyncze wozy, które też wywiozły je, dokąd się dało tj.: do tak zwanego Piekiełka. Tu nastąpił podział. Wszyscy mieli co dźwigać tem więcej, że prócz żelaza trzeba było wynieść 400 kg. cementu i dwadzieścia kilka konewek płóciennych wody.
Około godz. 11-ej znaleźliśmy się wszyscy szczęśliwie na szczycie i ciężar rozłożyli. 10 metrów kubicznych zawierająca jama w skale została poprzednio wykuta, co dwóch górali kosztowało 7 dni pracy. Po wytchnieniu na szczycie wszyscy się rozeszli – został tylko właściciel fabryki p. Gorecki ze swym monterem, ja i 6 górali, aby spód krzyża w skale umocować. Gdy się nam to szczęśliwie mimo deszczu udało i gdyśmy jamę kamieniami zasypali a narożniki krzyża cementem zalali, pozostawiliśmy na górze montera, który z 2-ma góralami resztę krzyża zmontował, co 6 dni pracy kosztowało.
Krzyż wystaje nad skałę 15 metrów – ramię poprzeczne na 5½ metra. W przecięciu ramion jest tarcza z blachy a w niej wycięty napis, jaki Ojciec św. dla krzyżów jubileuszowych sam ułożył, a który opiewa: Jesu Christo Deo - restituae per ipsum salutis MCM, czyli Jezusowi Chrystusowi, Bogu, w 1900 rocznicę przywrócenia przez Niego zbawienia.
Waga krzyża wynosi 1819 kg. Koszt wykonania, wykucia jamy w skale i zmontowania krzyża wynosi 735 złotych reńskich.
Poświęcenie krzyża odbyło się dnia 19 sierpnia. Po odprawieniu Mszy św: o godz. 7-ej wyruszyli parafianie i liczni goście do Kuźnic. dokąd napływać poczęli z różnych stron nowi uczestnicy wycieczki, których liczba przekroczyła 300. Poświęcenia krzyża z wielką uroczystością dokonał ks. kanonik i kanclerz Bandurski z Krakowa. Po poświęceniu krzyża i odśpiewaniu przez obecnych rzewnej pieśni na znak dany wielką chustą, powiewaną ze szczytu na który można wejść, a obserwowany z Zakopanego przez lunetę, uderzyły wszystkie dzwony w kościele parafialnym, aby tym, którzy w uroczystości udziału nie wzięli, chwilę dokonania poświęcenia obwieścić.
Gdyśmy schodząc doszli do tak zwanego >>Siodełka<<, wygłosił podniosłe kazanie ks. Profesor Łabuda z Przemyśla. Odśpiewaniem pobożnej pieśni zakończyła się ta podniosła uroczystość, która tak wielkie wrażenie zrobiła, że z wielu oczu łzy rozrzewnienia popłynęły.
Bogu widocznie miłem było to dzieło, gdy tak przy wyniesieniu krzyża jak i jego poświęceniu ochronił wszystkich uczestników od najmniejszego choćby nieszczęśliwego przypadku.
Nadmienić tu jeszcze muszę, że na dole krzyża umieszczoną będzie tymi dniami tablica z napisem: >>Zbawicielowi świata na przełomie wieków 1900/1901 parafia Zakopane z swoim proboszczem postawiła krzyż ten wykonany w fabryce Józefa Goreckiego w Krakowie<<. Tablica ta na czas nie wykończona, nie mogła być umocowana przy poświęceniu, jak to było w programie.
Daje się zauważyć dbałość o detale, entuzjazm duszpasterza i parafian dla wykonywanej pracy, przemyślaną koordynację zadań do wykonania dla różnych podmiotów, a także troskę o bezpieczeństwo pracujących jak i ogladających krzyż zwłaszcza z bliska. W nawiązaniu do wymowy Ewangelii z 33. Niedzieli Zwykłej mozna rzec, że talenty sypią się i mnożą, że aż miło. (por. Mt 25,14-30)
Dla odmiany spojrzenie na krzyż na Giewoncie sceptyka. Relacja krytyczna, wyrażająca głos przeciwników instalacji, zamieszczona na łamach Przeglądu Zakopiańskiego.
Krzyż [drewniany] na Gewoncie niedługo się utrzymał. Złamał go wiatr halny, którego w Zakopanem prawie znać nie było. Dziś sterczy ledwie tylko widoczny kawałek. Coraz więcej daje się słyszeć głosów stwierdzających wyrażoną już przez nas obawę, że wbicie krzyża w głowę Giewontu bardzo wielu wyda się niewłaściwem. Jest coś brutalnego w tem drobnem zmąceniu niedołężną ręką ludzką, dzikiej czystości wyrzeźbionych potężną dłonią natury fantastycznych zarysów kamiennego tytana.”
Prowizoryczną instalację autor uznaje za wyrocznię na temat jakiejkolwiek instalacji na szczycie tatrzańskim. Nie operuje faktami. Narzuca czytelnikowi osobiste przypuszczenie w sprawie rzekomo powszechnej dezaprobaty dla montażu krzyża. Można odnieść wrażenie, iż autor nie dość, że sam nie sięgnął po talent, to jeszcze wyrywa go posiadającemu go i chce go głęboko zakopać. Potwierdza się prawda o tym, że działający, angażujący się ponosi jedynie ryzyko ewentualanych strat, natomiast faktycznie traci ten, który nie robi nic.
Odrzekł mu pan jego: "Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Mt 25,26-29 w przekładzie Biblii Tysiąclecia
Teraz punkt widzenia na krzyż na Giewoncie zapośredniczony przez syntezę historyczną. Przenosimy się w czasie. Podróż jest podobna tej po autostradzie. Jest prosta, błyskawiczna i oczywista. Mijają dziesięciolecia. Mija wiek. Krzyż wykonany i zamontowany ze znawstwem, konserwowany okresowo, przetrwał dwie wojny światowe, czas komunistycznej wrogości wobec wiary od lat czterdziestych do osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Czasem tylko (incydentalne przypadki) rozemocjonowani kampanią wyborczą próbowali go wykorzystać jako dodatkowy słup ogłoszeniowy. Inni, wręcz przeciwnie, próbowali usunąć go wirtualnie z kórejś publikacji promującej Zakopane. Zachowali karykaturę neutralności religijnej za cenę rażącego rozminięcia się z rzeczywistością.
Naogół krzyż nikomu nie wadził. Więcej, stał się popularnym celem turystyki górskiej, z czasem coraz liczniejszych, z coraz dalsza organizowanych pielgrzymek (bodaj najdłuższa z Helu). Pielgrzymek organizowanych dla grup rokrocznie i pielgrzymek cichutkich, tajemnych, jak choćby ta, o której słyszałem ostatnio: osobista pielgrzymka pod krzyż w podziękowaniu za pokonanie covidowego zarażenia.
Jan Paweł II, kiedy zgromadził nas na Eucharystii pod tym krzyżem, uczył wszystkich ludzi dobrej woli, że z krzyża płynie mądrość i męstwo, że wznosząc wzrok ku krzyżowi zainstalowanemu pomiędzy ziemią i niebem ożywiamy, leczymy i podnosimy nasze serca dzięki łasce, która z krzyża płynie (por. homilia Jana Pawła II pod Wielką Krokwią, 6 czerwca 1997 r.) Biliśmy mu brawo. Wielu z nas odczuwało, że rozumie wagę tych słów. Wcześniej do Górali z Zakopanego przybyłych do Watykanu Papież mówił o tym, że ten krzyż jest zwieńczeniem wielkiej Świątyni Tatr, Świątyni Podhala, a poniekąd to i Świątyni całej naszej Ojczyzny. Rysował pod krzyżem niewidzialną strefę sacrum.
I oto w wehikule czasu docieramy do listopada bieżącego roku. Otwiera się punkt widzenia napastnika na krzyż na Giewoncie. W minioną niedzielę (8 listopada br.) wykorzystano krzyż na Giewoncie jako...wieszak na baner w celu prezentacji buńczucznej opinii o życiu lokalnej społeczności wyrażonej agresywnie przez grupę protestujących.
Muszę przyznać, że dotknęło mnie to osobiście i zasmuciło.
Trudno mi uwierzyć, że do tego stopnia chamiejemy, iż potrafimy pozostać niewrażliwi na intencję naszych przodków oddania przez krzyż chwały Bogu. Iż potrafimy się chełpić odrażającym atakiem. Powinniśmy jeszcze pamiętać tragedię sprzed ponad roku na szczycie Giewontu, w czasie której wyładowania atmosferyczne pozbawiły tam życia cztery osoby i wiele innych raniły. Próbuję spojrzeć na odrażający incydent z protestacyjnym banerem z punktu widzenia opłakujących zmarłych lub pielegnujących rannych. Podejrzewam, że błyskawica w tym miejscu kolejny raz boleśnie przeszyła ich serce.
Wreszcie czas na punkt widzenia na krzyż na Giewoncie ni to wędrowca, ni to...pielgrzyma. Praktycznie co tydzień odprawiam Mszę św. w kościele św. Kazimierza w Kościelisku, gdzie duszpasterze używają do celów liturgicznych kielicha ofiarowanego w 1913 r. przez Bractwo Różańcowe z tej miejscowości ks. Kazimierzowi Kaszelewskiemu, a co za tym idzie, nowo wybudowanemu jego staraniem kościołowi (właśnie w 1913 roku ks. Kaszelewski ustąpił z probostwa w Zakopanem, osiadł w Kościelisku i rozpoczął koordynować budowę kościoła św. Kazimierza) Ilekroć spojrzałem na dedykację kielicha wygrawerowaną na jego podstawie, dziękowałem Bogu za wzór ofiarnego, energicznego, charyzmatycznego duszpasterza. Po poniżającym incydencie obwieszania znaku zbawienia napastliwym znakiem buntu postanowiłem odbyć osobistą pielgrzymkę ekspijacyjną na szczyt Giewontu, pod krzyż. Przyjąłem błogosławieństo znakomitej jesiennej pogody w minioną środę, w Narodowe Święto Niepodległości . Wyszedłem na szczyt o 9.19. Usiadłem pod krzyżem i zagłębiłem się w odmawianie ekspijacyjnej brewiarzowej jutrzni. Rozumiałem ją jako swoistą modlitwę chórową, jako rozmowę z duszą śp. ks. Kaszelewskiego i tych, kórzy mu pomagali w instalacji krzyża na Giewoncie. Żeby ich tą modlitwą uspokoić, że w 119 lat po ich świadectwie wiary ciągle są ludzie, księża, którzy rozumieją i pochwalają ich zamysł. Cenią sobie go i pragną zachowac owoc tego zamysłu nienaruszonym. To nie była manifestacja, czy apel, to był rodzaj wspólnej, acz cichej modlitwy zwykłych księży.
Gdy odmawiałem Ojcze nasz młody mężczyzna towarzyszący uroczej kobiecie poprosił wszystkich nas zgromadzonych na szczycie (ok. 20 osób) o chwilę uwagi. Rzeczywiście, wszyscy prowadzący do tej pory swobodną rozmowę umilkli zaciekawieni.
Mężczyzna rzekł: Dokładnie przed dziesięciu laty poznałem stojacą obok mnie kobietę. Teraz...tutaj...pragnę porosić ją o rękę. Uklęknął...uchwycił jej prawą dłoń...zwrócił się do kobiety: Proszę, zostań moją żoną. Na twarzy kobiety pojawiło się wzruszenie. Była pogodna i szczęśliwa. Jeszcze chwilkę trwało zupełne milczenie wszystkich zgromadzonych przygodnie pod krzyżem. Kobieta pomogła wstać mężczyźnie. Nie jestem pewien czy odpowiedziała. Objęli się czule. Skryła się ufnie w jego ramionach. Nie trzeba było żadnego jej słowa. Wszyscy odczuli ich szczęście wiwatując lekko ściszonymi oklaskami. Wtedy dopiero zdobyłem się na odwagę sfotografowania ich.
Sam byłem szczęśliwy. Nie miałem wątpliwości, że dokonuje się oczyszczenie świętego miejsca sprofanowanego napastliwym atakiem... Potem od bliskich i znajomych dowiedziałem się, że na wielu polskich szczytach i w wielu polskich domach dokonywało się podobne braterskie, miłe Bogu oczyszczenie.
Przemyślcie proszę temat jak patrzeć na krzyż na Giewoncie. Jaki punkt widzenia wobec niego przyjąć...
Sam byłem szczęśliwy. Nie miałem wątpliwości, że dokonuje się oczyszczenie świętego miejsca sprofanowanego napastliwym atakiem... Potem od bliskich i znajomych dowiedziałem się, że na wielu polskich szczytach i w wielu polskich domach dokonywało się podobne braterskie, miłe Bogu oczyszczenie.
Przemyślcie proszę temat jak patrzeć na krzyż na Giewoncie. Jaki punkt widzenia wobec niego przyjąć...